Pink Floyd

F-dur

Flojdzi to najpopularniejszy i najszerzej znany z klasycznych progresywnych zespołów, moje tajne źródła twierdzą wręcz, że w każdym polskim domu jest co najmniej jeden egzemplarz DSotM. Obok The Wall i WYWH jest to najbardziej rozpoznawalny krążek PF i standardowy zestaw, od którego słuchanie tej bandy warto zacząć. Nie należy jednak poprzestawać na takim zestawie, warto bowiem poznać też inne oblicza zespołu. Psychodeliczne - głównie z płyty pierwszej i z bardziej eksperymentalnej Ummagummy - czy wczesne progresywne kompozycje - stylem odmienne od najbardziej znanego okresu twórzości - z AHM oraz Meddle. Wreszcie można rzucić uchem także na schyłkowe płyty w stylistyce, powiedzmy, art rockowej, z których najbardziej przez różne radiowe Trójki promowana jest The Division Bell.

A w ogóle to Flojdy to jest taka jazda obowiązkowa, że wszystko znać trzeba. Także nawet te, co według poniższej legendy odradzam, to polecam.

Dyskografia:
The Piper at the Gates of Dawn (1967)
A Saucerful of Secrets (1968)
More (1969)
Ummagumma (1969)
Atom Heart Mother (1970)
Meddle (1971)
Obscured by Clouds (1972)
The Dark Side of the Moon (1973)
Wish You Were Here (1975)
Animals (1977)
The Wall (1979)
The Final Cut (1983)
A Momentary Lapse of Reason (1987)
The Division Bell (1994)

Legenda do kolorków:
Jazda obowiązkowa
Jazda odrobinkę mniej obowiązkowa
Też w porządku
Odradzam

Dobra, to tam napiszcie niżej co w muzyce Floydów lubicie, jak się zapatrujecie na ich wczesne bootlegi, jakie płyty są Waszym zdaniem najlepsze albo czy podzielacie miłość Watersa do albumów koncepcyjnych i do Watersa.

Jet

Ja jestem absolutną psychofanką od najmłodszych lat ;(
Ulubionego okresu twórczości nie mam - każdy bardzo lubię i cenię za coś innego (poza dwoma ostatnimi albumami).
Jesli chodzi o albumy to "The Wall" moim numerem jeden (nie tylko Floydów ale i ogólnie), zaraz potem "Animals", "The Dark Side Of The Moon", "Meddle", "The Final Cut" i tak dalej.

F-dur

Division Bell to może rzeczywiście nic wielkiego i nawet momentami czuć tam mocno neo-progiem, ale jest na nim mimo to sporo fajnych melodii i w klasie easy listeningowych pierogów to dobra płytka.

Ściana jest spoko, ale ceniłbym ją wyżej jakby była krótsza ;( Podobny problem mam z Ummagummą – na tej wywalenie jednego krążka i wydanie go oddzielnie (wiadomo którego chyba) podniosłoby jakość wydawnictwa.

master yoda

Nigdy, szczerze mówiąc nie przepadałem za The Wall. Zbyt przegadane, zbyt udramatyzowane, zbyt teatralne. Chociaż ma swoje momenty, trzeba przyznać.

Za to flojdową płytą nr 1 jest dla mnie zdecydowanie i nieodwołalnie Animals. Zaraz po zwierzątkach WSWH, Meddle i DSOT.

F-dur

F-dur

[link widoczny dla zalogowanych]

Hm...

Esef Soroł

Generalnie się zgadzam z doborem kolorków, chociaż na temat trzech ostatnich albumów się nie wypowiem, bo mi się nie zmobilizowałam, żeby je przesłuchać ;-; Jednym z moich ulubionych albumów Floydów jest na pewno ''The Piper At The Gates Of Dawn'', czarująca muzyka, chyba mi się nigdy nie znudzi. Zresztą to moje pierwsze zetknięcie z psychedelią było. Poza tym jeszcze wyróżnię ''Meddle'', ''Atom Heart Mother'' i ''The Dark Side Of The Moon''. Zgadzam się co do ''The Wall'', chociaż mimo wszystko lubię tę płytę i mam do niej sentyment, bo to było pierwsze, co od nich usłyszałam. A odnośnie nowego albumu, to niestety nie spodziewałabym się po tym niczego wielkiego. A w ogóle witam, wreszcie się postanowiłam przysłużyć ojczyźnie B)

F-dur

Jet